wtorek, 28 lipca 2015

Książka - Senni Podróżnicy

Opublikuję kilka rozdziałów powieści, która nigdy nie zostanie ukończona.

Zapraszam

SENNI PODRÓŻNICY
  ROZDZIAŁ 1
  Czarny powóz sunął po brukowanej ulicy, na skraju klifu. Na tylnej kanapie siedziała dwójka nastolatków. Maria i Rene próbowali dostrzec swój nowy dom. Dumny wiktoriański budynek stał samotnie pośród drzew, niewzruszony dookoła szalejącą burzą.
  Powóz powoli wturlał się na górę. Przewoźnik wyszedł i otworzył czarną pordzewiałą bramę.  Gdy wjechali na plac, drzwi powozu otworzyły się.  Na początku wysiadła kobieta w średnim wieku, ubrana bardzo szykownie, figury pozazdrościć jej mogły również młodsze panie. Mimo, że posiadała piękna twarz, przez znaczną część jej życia witał na niej grymas niezadowolenia. Jej blond włosy odziedziczyły po niej dzieci. Maria i Rene wysiedli z powozu i dołączyli do matki. Ubrana w futro i wysokie szpilki kobieta, ruszyła szybko w stronę woźnicy, rzuciła mu na rękę kilka złotych monet i szepnęła mu coś na ucho. Mężczyzna bez słowa przytaknął głową i zaczął zanosić walizki do nowo zakupionej posiadłości.
  - Jak wam się dzieci podoba wasz nowy dom?
  - Nie widzieliśmy go jeszcze od środka, mamo. – rzucił sceptycznie Rene
  Lilia, matka dwójki buntowniczych nastolatków, była świeżo po rozwodzie. Kupiła pierwszą lepszą, tanią nieruchomość, która teraz miała służyć im za dom. Kobieta zaskoczona była ceną rezydencji. Była ona zupełnie nieadekwatna do zakupionych dóbr. Dzieci nie były zachwycone, wręcz przeciwnie. Opuszczenie przyjaciół, dla ludzi w tak młodym wieku stało się bardzo trudne. Nie pomagał fakt, że dom był położony na odludnym skrawku ziemi. Z budynku wyszedł elegancko ubrany służący. Miał kruczoczarne włosy i niebieskie oczy. Garnitur pasował na niego idealnie. Pod nim wyraźnie rysowały się mięsnie. Dłonie miał bardzo zniszczone, widać było na nich odciśnięte piętno ciężkiej pracy.
  - Państwa ogrodnik, mieszka w tamtej przybudówce, zejście na plażę jest z tej strony. – pokazał palcem na małą zdobioną barierkę, samotnie stojącą między drzewami. – Szkoła, do której zapisała Pani dzieci jest oddalona o około pięćset metrów od bramy wjazdowej. O czymś zapomniałem? A tak racja. Jestem majordomusem tego domu i będę usługiwał państwu. Moje nazwisko to Edward White. – powiedział z uśmiechem.
  - Dziękuję Edwardzie, pokaż nam zatem pokoje.
  Służący wprowadził ich przez wielkie dębowe drzwi do posiadłości. Wnętrze było urządzone w bardzo bogatym stylu. Przepych, który wylewał się wręcz z domu, nie był normą dla nastolatków. Krótki przedpokój, ze zdobioną szafą na płaszcze, prowadził wprost do potężnego salonu. Na środku stał długi stół, który co najmniej pomieściłby dwadzieścia miejsc. Każde oparcie krzesła posiadało zdobienie z liści. Po prawej stronie, obok czerwonej sofy stał wielki kominek.
  - Edwardzie napal nam proszę w palenisku. – poprosiła Lilia.
  Nastolatek przewrócił oczami.
  - Ciągle to samo. Edwardzie i Edwardzie, potrafisz do kogoś zwrócić się normalnie?
  Kobieta tylko uniosła brwi, w geście zaskoczenia. Rene. bez słowa ruszył po schodach do swego nowego pokoju. Jego pasją od zawsze były książki. Ich pomarszczone strony zabierały chłopca do świata, który samotnie tworzył. Często uciekał do niego. Jego jedynymi przyjaciółmi były postacie, które sam kreował. Sen stał się jego sojusznikiem. Z wyjątkiem siostry, którą kochał nade wszystko, nie miał nikogo. Kłótnie mamy i taty miały wielki wpływ na jego charakter. Mijając kolejne stopnie wreszcie trafił do  swojego pokoju. O dziwo bardzo przypadł mu on do gustu. Wreszcie wszedł w posiadanie swojej  prywatnej biblioteczki, która stała w kącie. Obok niej na gigantycznym łóżku spoczywała biała jak płatki śniegu pościel i czerwono-złote, zdobione poduszki z frędzlami. Przy oknie przez, które wpadały promienie zasłoniętego chmurami słońca, stało biurko z maszyną do pisania. Rene przejechał delikatnie palcami po klawiszach. Przez jego twarz przemknął wyraz zachwytu. Z okna miał cudowny widok na morze. Usłyszał za sobą delikatne pukanie.
  - To nowy początek braciszku. – powiedziała Mary.
  - Tak. – odparł smutno. – Mark będzie za tobą tęsknił. Mimo, że ja lubię samotność rozumiem, że tobie może nie być łatwo siostro.
  - Przestań zachowywać się jak matka. Sam narzekasz, gdy robi, a teraz zgrywasz przede mną Pana dyplomatę.. A co do Marka rozstaliśmy się przed naszym wyjazdem.
  - Co? Nie wiedziałem, przykro mi.
  - Nie ma o czym mówić. Jak ci się podoba nowy pokój? Prywatna biblioteka? Nieźle. – pokiwała z uznaniem głową. – Ale nie widziałeś jeszcze tej na dole.
  Oczy chłopaka rozszerzyły się do granic możliwości. Jego zapał szybko zastąpiły jednak wątpliwości.
  - Dlaczego?
  - Co dlaczego? – zapytała zaniepokojona siostra.
  - Dlaczego ten dom był taki tani? Komuś naprawdę musiało zależeć żeby go sprzedać, skoro się pozbył takiego cuda, za dosłownie grosze.
  - Widocznie miał dobry powód. – rzuciła siostra. – Idziemy zobaczyć bibliotekę?
  - Tak.
  Ruszyli drogą powrotną do salonu. Schodząc powoli po stopniach Rene, spoglądał na obrazy, które wisiały na ścianach. Przedstawiały one mężczyzn i kobiety w starodawnych strojach. Każda z pań była niezwykle piękna. Jasnozielone oczy i ciemne włosy podkreślały ich pokrewieństwo. Poprzedni właściciele domu spoglądali dumnie przed siebie. Można było dopatrzeć się w ich oczach wewnętrznego dobra. Wrócili do chyba największego pomieszczenia w domu. Ogień wesoło płonął w kominku i rozświetlał domostwo. Jedna droga prowadziła do wieżyczki, z której właśnie przyszli, mieściły się tam ich pokoje. Drzwi natomiast stały na wprost przedpokoju, przykryte czerwoną kotarą. Wejście do drugiej wierzy skrywało się po przeciwnej stronie pokoju. Oprócz tego dało się zobaczyć jeszcze wejście do kuchni, oraz owalne przejście, które prowadziło do nieznanej części domu.
  - Biblioteka jest za tą kotarą. – rzekła.
  Podeszła do brązowych wrót i szarpnęła mocno za klamkę. Drzwi ustąpiły bezgłośnie, a przed oczami chłopca ukazał się widok, który był spełnieniem jego marzeń. Pokój zbudowany na bazie koła, miał kilka pięter. Schody, które stały naprzeciwko rodzeństwa ruszały zarówno w górę jak i prowadziły w pomieszczenia położone poniżej posadzki. Pod ścianami znajdowały się półki wypełnione książkami, na środku stało zdobione brązowe biurko, prawdopodobnie dębowe. Oczy obojga rodzeństwa zaświeciły z zachwytu. Mary nie podzielała pasji brata do literatury wszelakiej, ale również doceniała dobrą książkę. Często leżąc na łóżku, kiedy akurat Mark nie znajdował się u nich w domu, brała do ręki swoje ulubione kryminały. Potrafiła przez wiele godzin, zgłębiać kolejne strony swoich ukochanych powieści. Ruszyli w przeciwne strony przeglądając zbiory, które ktoś magazynował od wielu, wielu lat.
  - Zobacz jest tu nawet najnowsze wydanie Poego! – wykrzyknął podniecony Rene
   Siostra chłopca nie kochała fantastyki, co więcej nie przepadała za nią. Większość dzieł amerykańskiego pisarza przyprawiała ją o dreszcze, mimo wszystko „Złoty żuk” bardzo przypadł jej do gustu. Nagły hałas wystraszył nastolatków, dobiegał on z wyższego piętra. Rene. nie myśląc wiele od razu rzucił się biegiem do schodów, siostra deptała mu po piętach. Górne poziomy biblioteki nie różniły się zbytnio od tego na parterze. Kolejne rzędy półek migały Mary przed oczami. Dobiegli wreszcie na miejsce, samotnie otwierające i zamykające się okno bujało się na zawiasach.
  - To tylko wiatr. – powiedział zawiedziony chłopak.
  Mary zamknęła okno i spojrzała z uśmiechem na brata.
  - A czego się spodziewałeś? Nawiedzonego domu? Nie żyjemy w jednej z twoich książek Rene
  - Wiem, ale nie mogę się pozbyć myśli, że jest coś jeszcze. – pokręcił ze zrezygnowaniem głową. – Cały czas mam wrażenie, że tu nie pasuje.
  Wrócił do oglądania księgozbiorów ze spuszczoną głową. Siostra popatrzyła na niego ze współczuciem. Wiedziała, że jej brat nie należy do tych „normalnych” osób. Gdy w Londynie mieli wspólny pokój, często rozmawiali do późna w nocy. Ona żaliła mu się ze swoich problemów sercowych, a on starał jej się pomóc. Zwierzali się sobie wzajemnie, Rene. mało mówił o sobie. Raz jednak pod naciskiem siostry wyjawił, dlaczego nie potrafi odnaleźć się wśród ludzi.
  - Wszyscy są tacy sami. – osądził nastolatek.
  Mary wzdrygnęła się wytrącona z rozmyślań.
  - Nie osądzaj wszystkich na podstawie kilku poznanych dzieciaków. – rzekła siostra ściągając z półki książkę w srebrnej oprawce.
  Okładka przyciągnęła jej wzrok, nie posiadała ona tytułu ani podpisu autora. Mary myślała chwilę, po czym zaniosła ją do stolika. Rozsiadła się już wygodnie, gdy nagle usłyszeli głos matki wzywający ich na kolacje. Niechętnie oderwała się od swojego miejsca pracy. Lekko się ociągając, rodzeństwo ruszyło w kierunku jadalni. Czekał już na nich gorący posiłek. Lilia nie pamiętała kiedy ostatnio jedli wspólną kolację. W Londynie wraz z dziećmi nie mieli na to czasu. Ona pracowała do późna, a jej były mąż często wyjeżdżał na delegację. Z rozmyślań wyrwał ją Edward, który cicho wkradł się do pokoju.
  - Chodź usiądź z nami. – rzekła z uśmiechem.
  - Chyba mi nie wypada. – rzekł speszony.
  - Oczywiście, że wypada. Zapraszamy.
  Zdziwiony zachowaniem swojej nowej pani, kamerdyner usiadł przy stole.
  - Jak się państwu podoba dom? – próbował zagaić zaczerwieniony Edward.
  - Bardzo, proszę pana. – odezwał się Rene – Jednak ciekawi mnie jedna rzecz. Dlaczego był tak tani? Powinien kosztować znacznie więcej.
  - Oczywiście, zgadzam się z panem. Jednak pan DeQuincey wycenił dom jego przodków, na taką kwotę, a ja nie śmiałem się sprzeciwić.
  - Rozumiem.
  - Czym się zajmujesz Edwardzie? – zapytała Lilia.
  - Pracuję dla was. – powiedział z uśmiechem. – Oprócz tego jestem wolontariuszem w pobliskiej wiosce. W niedzielę będę musiał państwa opuścić na jeden dzień, ponieważ wtedy właśnie mam dyżur.
  - Oczywiście to zrozumiałe, zawsze powtarzałam dzieciom, że niesienie pomocy innym jest najważniejsze.
  Rene. i Mary wymienili zdziwione spojrzenia. Ale po otrzymaniu solidnego kopniaka pod stołem, szybko pokiwali potwierdzająco głowami.
  - Dobrze, idźcie na górę najwyższa pora spać.
  Dzieci niechętnie rozeszły się do swoich pokoi. Kobieta krótką na chwilę nasłuchiwała ich kroków, a następnie zaczęła rozmowę z majordomusem.
  - Myślisz, że są na to gotowi? – spytała.
  - Bardziej nie będą. – rzekł Edward patrząc smutnymi oczami w kominek.

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział :3
    Na pewno kiedyś jeszcze wpadne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, nie chciałabym skalać tego co nawyczyniałeś, bo jest to niesamowite. Przede wszystkim czuć Ciebie, jakbyś był jednym z bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) pisałem to jako dzieciak, którym wciąż jestem :)

      Usuń
    2. Bardzo mi miło :) pisałem to jako dzieciak, którym wciąż jestem :)

      Usuń
    3. Bardzo mi miło :) pisałem to jako dzieciak, którym wciąż jestem :)

      Usuń