niedziela, 6 września 2015

Twórcy - Zwiastun Książki


Cześć!
Jak już wspominałem - niedługo ukaże się moja książka :). Wydawnictwo - Warszawska Grupa Wydawnicza :D będzie dostępna na ich stronie i Empiku, może Matrasie... A oto krótki zwiastun:

Twór – ROZDZIAŁ 7
Misrel i Jessica od kilku dni pracowali bez wytchnienia. Uniwersum nabierało kształtów, a cała grupa była pod wrażeniem ich pracy. Nareszcie nadszedł czas, gdy chłopiec miał sprowadzić człowieka do ich nowego wszechświata.
– Spokojnie – rzekł Matt. – Nie musi ci się udać za pierwszym podejściem.
Wszyscy dobrze wiedzieli, że było to kłamstwo. Jeśli nie uda mu się sprowadzić jednego człowieka, bóg stanie się bezwartościowy.
– Zaczynajmy – zagrzmiał Misrel.
Chłopiec rozpoczął swój proces myślowy. Na początku objął pustkę umysłem, wyszukując gwiazd. Mózg ludzki świecił jasno, niczym słońce wśród owej ciemnej przestrzeni. Jego ciało rozpłynęło się, nic nie zostawiając po sobie. Świadomość krążyła swobodnie, szukając umierającego uniwersum.
– Mam cię – szepnął.
Czując umykającą duszę, chłopiec wkroczył do wyznaczonego wszechświata. Starszy pan leżał na łóżku szpitalnym, a wokół niego kręcił się tłum pielęgniarek. Bóg przybrał swą przerażającą formę, byłoby nietaktem, gdyby śmierć wyglądem przypominała chłopca. Widząc puste oczodoły i wysypujący się z nich piasek, mężczyzna odprężył się.
– A więc tak wygląda Boży Posłaniec?
– To ja jestem bogiem – odparł obojętnie.
– Rozumiem – powiedział z uśmiechem. – Żyjący nie potrafią cię dostrzec?
– Prawdą jest, że umierasz – rzekł chłopiec. – Reszta tego świata jest fałszywa, uwięziony jesteś w czyśćcu. Najwyższa pora cię z niego wyzwolić.
Mówiąc to, wbił dłoń w klatkę piersiową mężczyzny, a następnie wyrwał z niej serce. Oczy staruszka były pełne przerażenia, lecz z czasem uspokoiły się. Nadszedł najtrudniejszy moment – uciekającą świadomość należało schwytać, a następnie przetransportować do stworzonego wcześniej uniwersum. Wszechświat zaczął się zapadać, a dusza wąskim strumieniem wydostawała się z ust zmarłego. Organizm dziecka otworzył się, pochłaniając jasność. Poczuł w sobie jaźń mężczyzny. Ucieszył się, widząc, że towarzysz podróży jest dobrym człowiekiem. Wśród jego wspomnień znajdowały się te dotyczące jego żony i dzieci. Nie było w nich żalu, który tylko pozbawiłby chłopca animuszu.
– Niedługo będziesz w domu.
Ciało boga rozpłynęło się, a świadomość uciekła w stronę stworzonego uniwersum. Wszystko szło dobrze, lecz w trakcie podróży przewoźnik poczuł niewyobrażalny ból. Dusza,którą pochłonął, wyrywała się i szamotała, próbując się wydostać. Z pomocą przybył mu Misrel. Jego umysł stłamsił jaźń, a następnie wyrwał ją z piersi chłopca.
– Nie możesz jej pozwolić przejąć kontroli – rzekł. – Podczas przewozu musisz nad nią panować.
Przed oczami chłopca rozciągnął się niesamowity widok. Świat, który wykreował Mistrz, znacznie przerastał wyobrażenia dziecka. Na środku uniwersum znajdował się golem, którego dłonie podtrzymywały budynki. Jego ciało pokryte było pnączami, a nogi zanurzyły się do połowy w wodzie. Nad nim krążyły dwa monstra, które wyglądem przypominały smoki. Jeden był koloru krwistej czerwieni, a drugi niebiańskiego błękitu.
– W jaki sposób pomieścimy tu tyle osób? – spytał.
– Golem wciąż rośnie, a Dracones będą pilnowały porządku – odparł obojętnie. – Prawa fizyki, które wymyśliła panna Vega, sprawdzają się.
Skały wciąż unosiły się w przestworzach za pomocą dziwnej mocy, ciężko to było logicznie wytłumaczyć.
– Do stworzenia pozostał mi plac i Miasto Niebios.
Kiedy ich stopy dotknęły ziemi, Misrel wypuścił zlęknioną duszę.
– Pusto w tym raju – stwierdził staruszek.
– To dlatego, że jesteś naszym pierwszym gościem – rzekł z uśmiechem Nathan.
– A to kto? – zapytał podejrzliwie mężczyzna.
– Jestem Mistrzem odpowiedzialnym za moralność tego świata – przedstawił sięmłodzieniec.
Matt i reszta wspólnie podjęli decyzję o ukryciu swojej tożsamości, nie mogli pozwolić, by ich władzę kwestionowano. Co by zrobił człowiek, wiedząc, że może stać się bogiem?
– Rozumiem, że moja rodzina niedługo tu przybędzie – powiedział podekscytowany. – Pewnie w niebie czas płynie inaczej?
Zapomnieli o bardzo istotnym fakcie, w świecie staruszka królowało kłamstwo.
– Mógłby pan chwilę poczekać? – spytał Matt.
– Oczywiście – przytaknął.
Cała piątka zebrała się w jednym miejscu, żywo dyskutując.
– Zapomnieliśmy mu powiedzieć prawdy! – warknęła Jessica.
– Ten człowiek nie zazna spokoju, dopóki nie powróci do rodziny – rzekł z przekonaniem chłopiec. – Widziałem jego wspomnienia.
– Powinniśmy mu wymazać pamięć – rzekł Nathan.Pozostali popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
– Każda osoba, która tu trafi, powinna utracić swe wspomnienia – kontynuował nastolatek. – W ten sposób zaoszczędzimy im przykrości i rozczarowań. To okrutne kazać zapomnieć o rodzinie, lecz tak powinno się stać.
Wszyscy wspólnie pokiwali głowami.
– Zróbmy to – zdecydował Matt. – Misrel, możesz się tym zająć?
– Owszem.
Chwilę później pozbawiony pamięci, zadowolony staruszek ekscytował się nowo poznanym światem.
– Powinien wiedzieć o możliwości zmianie formy – szepnął Nathan. – Nie chcę wciąż oglądać dziadków.
– Racja – potwierdziła Jessica. – To dołujące.
– Henry! – zawołał Misrel.
– Słucham?
– Chodź tutaj, opowiemy ci o czymś – rzekł z uśmiechem Mortem.

środa, 26 sierpnia 2015

Dziennik psychopaty - kryminał

Choroba - Maska
  Mój świat był martwy. Mimo samotności, nie odczuwałem smutku. Ogień pochłonął większość marzeń i emocji. Przeświadczenie o mej niewinności, malało z każdym dniem. Wiedziałem kim jest sprawca zła.
  Otaczały mnie wątpliwości, uważałem się za diabła. Dręczony koszmarami, wciąż pozostawałem spokojny. Gdy zamykałem oczy, widziałem monstra. Już wtedy moja dusza była czarna, a me sumienie zamilkło. Rozmawiałem z wieloma księżmi, mój przypadek określili mianem "dręczenia diabelskiego". Otrzymałem spis modlitw, które miałem zmawiać codziennie. Zaniedbałem owy obowiązek..
  W moim sercu nie było miejsca na miłość. Często uciekałem w świat wyobraźni, by pożegnać się z problemami dnia codziennego. Tworzyłem całe uniwersa, w których panował spokój. Kreacje pełne harmonii i szczęścia.
  Z czasem zacząłem interesować się okultyzmem i kobietami. Wciąż nie wiem, które zajęcie było bardziej niebezpieczne. W ustach nastolatka brzmi to komicznie, lecz wątpiłem w potęgę miłości. Nie szanowałem swoich wybranek, traktowałem je przedmiotowo. Kłamałem wielokrotnie i bez opamiętania, choć wiedziałem, że ich uczucie było szczere. Z czasem przypomniałem sobie słowa W.S., które stały się moim mottem: "Jak można się oprzeć niebu prowadzącemu do piekła?".
  Akceptowanie wad społeczeństwa przerosło mnie. Z czasem moja nienawiść ogarnęła większość świata. Choć rodzina była moim najcenniejszym skarbem, odtrąciłem ją. Nie bałem się śmierci, wręcz przeciwnie. Irytujących ludzi wieszałem na szafotach stworzonego przeze mnie świata. Smutek na dobre ustąpił miejsca obojętności. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa E.A.P.: "Człowiek nie ustępowałby aniołom i nie podlegałby wcale śmierci, gdyby nie słabość wątłej jego woli."
  Po kilku latach postanowiłem coś zmienić w swoim życiu. Był to krótki epizod, lecz zwieńczony sukcesem. Założyłem maskę, która pozwoliła wcielić mi się w postać ucznia. Oceny w szkole były zadowalające, a słabe jednostki uważały mnie za swego przyjaciela. Uważam się za istotę szczególnie inteligentną, dlatego manipulowanie nimi było formalnością. Dowiedziałem się wiele o człowieku żyjącym w społeczeństwie, a także nabrałem pewności co do mej wcześniejszej diagnozy:
"Życie jest tyl­ko przechod­nim półcieniem,
Nędznym ak­to­rem, który swoją rolę
Przez parę godzin wyg­raw­szy na scenie,
W ni­cość po­pada - po­wieścią idioty,
Głośną, wrzas­kliwą, a nic nie znaczącą."
  Pierwszy raz swego przyjaciela spotkałem pół roku temu. Tak jak i ja był on socjopatą, nie liczącym się ze zdaniem innych. Nasza wyobraźnia i inteligencja wysoce przekraczała normę, którą wyznaczały szkolne miernoty. Ma nienawiść rosła z każdym dniem, a ludzie na szafotach zwiększali swą liczbę. Żartobliwie nazywaliśmy ich chomikami, gdyż biegli oni bez sensu. Z czasem mój obraz rzeczywistości przysłonił mi prawdę. Dzięki osobie mego kolegi zrozumiałem, że nie jestem sam. "Cisza przy­jacielu, roz­dziela bar­dziej niż przes­trzeń. Cisza przy­jacielu nie przy­nosi słów, cisza za­bija na­wet myśli."
  Mój światopogląd zmienił się. Sześć miesięcy przed poznaniem mej bratniej duszy, zacząłem spotykać się z pewną dziewczyną. Była ona szczególnie piękna i inteligentna, a jej dobroć nie miała sobie równych. Wciąż zaskakiwała mnie swoją postawą.. Gdy ja nienawidziałem ludzi, ona raz po raz dawała im kolejne szanse. Próbowałem ją zmienić, lecz bezskutecznie. Cieszyłem się każdym spędzonym z nią dniem. Sprawiła, że ma dusza odrodziła się. Z początku byłem obojętny na jej wdzięki, jednak z czasem mój stosunek do niej zmienił się diametralnie. Nienawidziłem momentów, gdy byłem bezsilny. Każda jej choroba była dla mnie ciosem w serce. Troszczyłem się o nią, a mój strach przed śmiercią wrócił. Me myśli zaprząta cytat: "Duszę mam w mroku, więc będę niósł światło."
  Wciąż walcze ze swoją naturą, jednak miłość uratowała mnie. Każdy dzień daje mi nowe szanse na lepszy byt. Szatan wciąż dręczy me sny, a ma arogancja i pycha jeszcze nie znikły. Codziennie modlę się o szczęście i bezpieczeństwo dla mojej wybranki. Wraz z mym przyjacielem musimy odrzucić dręczące nas wątpliwości. I choć mój świat był martwy powraca do życia, dzięki sile popularnie zwanej miłością. "Nie kochałem jej dlatego, że pasowaliśmy do siebie. Po prostu ją kochałem."
 Mój Świat
  Szczyciłem się pięknymi krajobrazmi, które kreowała moja wyobraźnia. W snach spotykałem się z potworami i śmiercią.. Nie potrafiłem pogodzić tych dwóch światów. Kochałem swoje twory, obdarzałem je szczególnym uczuciem. Zapatrzony w siebie nie dostrzegałem innych osób. Mój cień brzydził się mną, a także moimi postępkami. Nigdy się nad sobą nie użalałem, jestem silny.
  Maszyny przejęły kontrolę nad społeczeństwem, a miłość zniknęła z tego świata. Brak rozwoju i znieczulica powoli zabijały świat. Ja ukochałem samotność, więc nie potrafili mnie złamać.
 - "Kiedy filozofia miesza się z sentymentami, rzadko wychodzi coś sensownego" - westchnąłem.
  Promienie światła opadły na mą twarz, delikatnie ogrzewając policzki. Słońce to piękny twór Boga, zazdroszczę mu wyobraźni. Kiedyś uważałem siebie, za swego jedynego nauczyciela. Dopiero z czasem zrozumiałem, że mój rozwój hamuje pycha. Nie strach i nie miłość niszczą nasze marzenia, lecz my sami..
  Gdy czułem się zagrożony do mych myśli powracał Golem. W przeszłości wykreowałem obrońcę, którego życiowym celem było moje szczęście. Gdy dzień przynosił mi smutek, lub nauczyciel nudził mnie swą wypowiedzią, rozmawiałem z mym przyjacielem. Opowiadał mi o światach, które zwiedził. Ja siadałem na jego głowie i patrząc na zachód słońca, wysłuchiwałem przygód. To właśnie on pomógł mi poznać pierwszą dziewczynę,- przekonał mnie bym stał się odważnym mężczyzną. Z czasem Golem stał się niepotrzebny, był tylko częścią mojej podświadomości. Jednak to dzięki niemu pokochałem siebie i innych ludzi, a w szczególności moją wybrankę.
  "Wśród tysięcy zwierząt tylko człowiek wsłuchuje się w milczenie."
  Inferno
  Piekło jest pełne nienawiści, a miłość w nim nie istnieje. Zabawny jest fakt, iż wiele osób znajduje się w Otchałni właśnie z powodu miłości. Ci co znajdują się w Czeluści porzucają człowieczeństwo i czują wyłącznie nienawiść. Mimo, że żyją, to świat diabłów jest martwy. "Piekło usłane jest dobrymi intencjami", lecz osoby w nim przebywające są z natury złe.
 Caelum
  Bóg obdarzył nas miłością, więc żyjemy. Jest sędzią sprawiedliwym, dlatego też umieramy. Nie potrafię znaleźć istoty bardziej miłosiernej niż nasz Twórca. Gdyż dał nam szansę, mimo iż wątpił w naszą dobroć. "Jeśli chcesz rozśmie­szyć Bo­ga, opo­wiedz mu o twoich pla­nach na przyszłość." Czy wierzę w Pana? Tak. Jeśli bym nie wierzył cała moje egzystencja byłaby bez sensu. Zamartwiałbym się zmarłymi, a następnie również pozbawił życia samego siebie. Choć jestem skrajnym pesymistą, staram się trwać na tym świecie jak najdłużej. Po śmierci jeśli czeka mnie pustka, nie będę żałował, jednocześnie nie stracę życia na smutek.
 Ja
  Skoro jest tak wiele rodzajów miłości, musi być również wiele rodzajów nienawiści. Te dwa najpotężniejsze uczucia pozwalają nam wierzyć w istnienie świata. Mijając ludzi przyglądam się im i oceniam ich poczynania. Często dostrzegam swoje błędy, choć nigdy nie mówię o nich głośno. Nie można zdefiniować miłości i właśnie to jest w tym wszystkim najlepsze. "Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż sniło się waszym filozofom." Każda chwila spędzona z ukochaną osobą daje mi radość, lecz nie potraficie tego zrozumieć. Miłość socjopaty nie jest zwyczajna, gdyż to jedyne, prawdziwe uczucie w jego życiu.  "I to uczu­cie prze­mieniło go na zaw­sze. Praw­dzi­wa miłość pot­ra­fi to zro­bić z człowiekiem, [...]. "
 

  

wtorek, 18 sierpnia 2015

Przepraszam

  Dość długa przerwa między postami jest spowodowana moją przeprowadzką i pracą nad kolejną książką :). Jeśli brakuje wam postów napiszcie do mnie na email: kuba219@op.pl - wyślę Wam dalszą część książek - Igni Feri i Sennych Podróżników.


  Serdecznie pozdrawiam

  ps. Książka, która teraz piszę jest w klimatach postów : rycerz, skalny kwiat, mój przyjaciel, bogowie czasu i król złodziei :) - stricte epic fantasy :) serdecznie pozdrawiam
  ps2. oczywiście jeśli kogoś to interesuje :)

niedziela, 9 sierpnia 2015

Król Złodziei

Król Złodziei

„Skradłem jej duszę, lecz w zamian swoją mogę dać”


  Nimbi majstrował przy stalowym zamku. Mechanizm pokryty cieniutką siateczką rdzy skrzypiał przyjemnie, lecz cicho.
  Świątynne wrota wykonane przez miejscowego artystę zachwycały świat – wiele osób pragnęło ich bogactw. Starożytne ryciny ukryte pod pozłacanym drewnem kusiły złodziei – w szczególności Halana.
  Huff przejechał dłonią po krętych szlakach wypukłego drewna. Faktura była bardzo przyjemna w dotyku i przywodziła na myśl kość Strugara.
  Setki osób oddało swe życie, wznosząc Dom Boga.
  Budowla była kaprysem władcy. Król Mutro chciał zaistnieć na kartach historii, a kapłani zaproponowali mu rozwiązanie.
  Gigantyczne kolumny zdawały się podtrzymywać sam nieboskłon, a nie tylko kopułę wykonaną z kamienia Hrotha. Przezroczysta struktura budowli wchłaniała światło gwiazd, jednocześnie broniąc swych mieszkańców przed chłodem i zbyt gorliwymi promieniami słońca.
  Mechanizm nareszcie przeskoczył, a chłopiec delikatnie przekręcił zdobioną klamkę. Drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem, wpuszczając dzieci do środka.
  Oczom chłopców ukazały się Treny Złodziei – małe, niebieskie wróżki unosiły się nad młodymi głowami. Twarze kobiet były niezwykle piękne, lecz to w oczach istot kryła się prawda – figlarne ogniki błyskały wesoło, lecz złośliwie.
  - Myślisz, że dobrze trafiliśmy? – spytał Huff, rozglądając się po pomieszczeniu.
  - A widziałeś jakąś inną świątynię w Vatrim?
  Niegdyś pełną przepychu budowlę, teraz pochłonęła roślinność. Bujne winorośle i słoneczne herepery pokrywały wspaniałe freski i wykwintne posągi. W ciemniejszych zakątkach można było dostrzec czerwone oczka janomukisów – istot pochodzących ze świata boskiego.
  Samo pomieszczenie było opustoszałe. Dermańskie ławy i ołtarze leżały nadpalone, pokryte grubą warstwą kurzu. Od dawna nikt tu nie zaglądał – ludzie bali się legend, a nie realnego zagrożenia. Dzieci wystrzegały się potworów z Czasów Przed Erą, a matki bez potrzeby nie ryzykowały swego życia.
  - Czego dokładnie szukamy? – spytał Huff.
  - Przygody! – wyszczerzył się diabelsko Nimbi.
  ***
  Jeśli jesteś złodziejem,
  A bogactwo nie brzydzi twego ducha,
  Zostań piratem,
  Morze twych próśb wysłucha!
  ***
  Iluzjonista od dłuższego czasu wpatrywał się w Meg.
  Badał ruch jej ramion, układ stóp i przede wszystkim ułożenie źrenic.
  - W prawej – orzekł wreszcie.
  Kobieta wystawiła pięść, z której wyłonił się kamień.
  - Skąd wiedziałeś? – spytała cicho.
  - Bogowie wiedzą.. – westchnął. - I ja jako oszust również muszę wiedzieć.
  ***
  Kamień świecił jasno, a w jego wnętrzu przewalał się Lear – zielony stworek zamieszkujący klejnoty i serca szlachetnych ludzi.
  Ciało chugha dzielono na dwie części – dużą, kamienną głowę przypominającą wyglądem kraba, oraz segmentowany tułów wykonany ze szmaragdu. Jego czarne ślepia wpatrywały się w Fira z wściekłością.
  - Powinieneś go ukraść – warknęła istota, stukając haczykowatym odnóżem w ściankę kamienia.
  - Nie taki jest mój plan, Królu Złodziei – wyszeptał rycerz.
  Lear zaprzestał desperackich prób wydostania się z kamienia i spojrzał rozmówcy w oczy.
  - Więc co nim jest? – spytał cicho.
  - Przygoda.







PS. Grafiki: gogle
muzyka klimatyczna: Piraci
PS.2 Jeśli chcecie żebym stworzył Uniwersum - mapę, fabułę, zasady działania świata itd. -> napiszcie proszę w komentarzu - przemyślę, czy warto zrobić cykl (ciężko mi powiedzieć jakiej to będzie długości)! :)
PS.3 Wolałbym nie haha :D
PS.4 Dziękuję za wyświetlenia i przemiłe komentarze - to wiele dla mnie znaczy. :)
PS.5 Bardzo bym chciał pozdrowić czytelników :), więc pozdrawiam Was :)


  

piątek, 7 sierpnia 2015

Rycerz

 Rycerz
„To w najmroczniejszych czasach przychodzą na świat prawdziwi Rycerze”


  Ziemia drżała pod stopami tysięcy żołnierzy.
  Lord Sylionu spoglądał na swą armię z pobliskiego wzniesienia. Niebieskie zbroje lśniły w słońcu, przypominając swym wyglądem barwione szkło. Stal, z której zostały wykonane nie pochodziła z państwa Thur, lecz głębin Morza Humisy – bardzo trudno dostępny surowiec.
  Pomniejsze drużyny niewolników wysłano na przód. Ich nagie torsy staną się pożywką dla strzał wroga.
  Teren był trudny, a ostre skały nierzadko raniły nogi wojaków. Nikt się tym jednak nie przejmował.. Nastały trudne czasy dla ludzi o czystych sercach.
  Gigantyczne bąble unoszące się kilka stóp nad ziemią, zdecydowanie utrudniały rozbudowę machin wojennych. Ich naga, kościsto biała powłoka znacząco ograniczała widoczność, uniemożliwiając atak numisami.
  Ziemia wydała z siebie cichy jęk, a jej czerwona skóra popękała w kilku miejscach. Z powstałych w ten sposób kraterów uniosły się obłoki zielonkawej pary, które uleciały wraz z pierwszym podmuchem wiatru.
  - Przeklęci – wyszeptał przez zaciśnięte zęby dowódca.
  Jego twarz naznaczona świętymi olejkami wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Szczerze nienawidził Reshan – było w nich coś nieludzkiego. Ich skorupy pozbawione owłosienia przyprawiały go o dreszcze.
  Nagle z ziemi wynurzył się Huji. Stwór swym czarnym okiem spojrzał na rycerzy, budząc postrach w szeregach króla. Jego segmentowane ciało skurczyło się, a następnie powtórnie schowało pod powłoką.  
  - Przeklęty larwiak – splunął.
  Zerwał się wiatr, pieszcząc długie włosy kapłanek. Ich białe szaty powiewały delikatnie, przypominając odlatujące ptaki.
  Wróg czekał po drugiej stronie równiny. Fioletowy hełm Buktepa wyróżniał się wśród tłumu.
  Grzmot przetoczył się po pozornie bezchmurnym nieboskłonie.
  Bogowie czujnie obserwowali starcie. Wsparci na swych świetlistych tronach, śledzili nawet najdrobniejszy ruch. Zwykle nie zwracali uwagi na szczep Herperysa, lecz śmierć potrafiła na swoje przedstawienie przyciągnąć przeróżnych widzów.
  ***
   Na kamienne stopnie opadały krople deszczu, a szalejące morze wzywało na swe łono mojego ducha.
  Jeszcze nie mogłem się poddać.
  Schody prowadziły donikąd, a kończyły się przepaścią – jeden niewłaściwy krok mógł pozbawić mnie życia.
  ***
  Deski okrętu skrzypiały przyjaźnie pod stopami marynarzy. Niegdyś srebrne olinowanie pokryła szkarłatna, lepka maź, będąca esencją życia. Dębowy galion pękł, a jego dolna część zanurzyła się w fale.
  Bogini unosiła się nad wzburzonym morzem – jej nienawistne spojrzenie miotało gromy. Naga skóra kobiety przypominała alabaster, z którego wykonano Świątynie Świtu. Nieskazitelną do tej pory twarz wykrzywił grymas niezadowolenia.
  Pojedyncze promienie słońca przebiły się przez pochmurne stropy nieboskłonu. Świat ukrył się pod kopułą, chowając swe zaskoczone oblicze.
  - To chyba koniec – rzekł Szpotka.
  Chłopak niedawno dołączył do załogi „Zemsty Hugrada”, lecz jego służba była wzorcowa. Jeszcze kilka wiosen i z pewnością zająłby stanowisko Galernika. Mężczyzna swoimi fioletowymi oczami zlustrował otoczenie, a następnie krótko się pomodlił.
  - Chyba nie sądzisz, że się poddamy – splunął pierwszy oficer.
  - Oczywiście – odparł młodzieniec z diabelskim uśmiechem.


Źródło grafik : google
muzyka klimatyczna: pandora
  

środa, 5 sierpnia 2015

Skalny Kwiat


Skalny Kwiat
„Gdybym narodzony był z kamienia, lecz kwiatem zapragnął się stać, nie zrezygnowałbym z marzenia, na szale swe życie mogę dać”

  Brodą starca targał wiatr. Mędrzec stawiał kolejne kroki, przeoczając wrzaski szalejącej burzy. Żywioł nie był mu straszny, lubił jego towarzystwo.
  Świat wydawał się być zamknięty pod kopułą opadających kropli, wszędzie panował półmrok.
  Drewniana laska stukała miarowo o kamienne stopnie, nadając sytuacji niepowtarzalny wydźwięk. Mimo, że Gutyi wielokrotnie już odwiedzał Kurhan Skalnych, za każdym razem pamiętał go inaczej.
  Potężne wybrzuszenie znajdowało się nieopodal miasta. Kamienna skorupa swą wielkością dorównywała wietrznemu krabowi, a jej popękane ściany nierzadko przyrównywano do ludzkiej skóry. Szkarłatny na co dzień odcień powłoki, teraz przybrał brzydką, rdzawą barwę, która swym wyglądem do złudzenia przypominała zastygłą krew.
  W drobnych zagłębieniach zbierała się deszczówka, dając pożywkę dla okolicznych roślin. Tylko nieliczne kwiaty były w stanie wytrzymać równie ciężkie warunki, dlatego darzono je tak wielkim szacunkiem. Płatki Niebiańskich Lilii zdobiły grzbiet pagórka, co świadczyło o bogatej w minerały glebie. Kamienne rośliny wielce ceniono wśród Nikijczyków – były darem od boga.
  - Nawet na naszej przeklętej ziemi rosną kwiaty – prychnął starzec.
  Wreszcie dotarł do celu.
  Na środku Kurhanu znajdował się wiekowy obelisk, a na nim wyryto sentencję:
„Nasze czyny są wieczne,
I piękne jak skalny kwiat,
Nie uratowałem świata,
To mnie uratował świat”
  Mędrzec przyklęknął na jedno kolano i cicho pomodlił się w języku ki. Na jego pomarszczonej twarzy, zagościł uśmiech.
  - Dziękuję, Hamino.
  Mężczyzna sięgnął za pazuchę i wyciągnął pojedynczą Skalną Różę, którą położył przed obeliskiem.
  ***
  Opuszkami palców dotknąłem skamieniałego kwiatu. Był tak kruchy, że byle podmuch mógł połamać jego delikatną strukturę. Zielone żyłki rysowały się na liściach rośliny, przechodząc w czerwone wgniecenia, znajdujące się powyżej.
  - Dobrze się bawisz? – spytał dowódca.
  Pośpiesznie odwróciłem wzrok, spoglądając w twarz brodatemu mężczyźnie. Jego niebieskie oczy śledziły moje ruchy.
  - Oczywiście, że nie – pokręciłem głową.
  Kapitan wskazał dłonią miejsce w szeregu, a ja posłuchałem niemego rozkazu.
  - Żołnierze! – zaczął.
  Nigdy nie chciałem iść na wojnę, lecz zostałem do tego zmuszony.
  - Dziś jest ten dzień!
  Moim marzeniem był pokój, a nie walka.
  - By oddać swe życie!
  ***
  Gigantyczna postać unosiła się nad jeziorem.
  Posąg przedstawiał kwiat, którego powykręcane liście muskały taflę wody. Barwione szkło było głównym budulcem rzeźby.
  Owej wspaniałości nikt nie mógł dotknąć – gdyby tak się stało, twór zniknąłby. Mimo, że wykonany z kamienia był niezwykle delikatny i sami bogowie błagali by ludzie trzymali się od niego z daleka.
  I tak roślina rozrastała się, a jej przezroczyste ramiona sięgały niemal brzegów jeziora.

 Jednak nikt nie oglądał postaci. Wszyscy zapomnieli o jej istnieniu.




Grafiki źródło Google :)
muzyka tematyczna :) link

wtorek, 4 sierpnia 2015

LBA - moja nominacja :)

Jak komuś się nie chcę czytać, to niżej jest wczorajszy post :)

Serdecznie dziękuję za nominację:
blog -> Osoba dzięki, której to piszę
I zaczynamy :)

1. Jakie jest Twoje marzenie z dzieciństwa?

Jako dzieciak chciałem napisać książkę i zostać najlepszym zawodnikiem MMA. :)

2. Bez czego nie wyobrażasz sobie swojego życia?
Bez swojej dziewczyny, pisania i treningów :).

3. Jaka jest Twoja ulubiona książka?
Oo Dobre pytanie :) Mam ich kilka: Siewca Wojny, Siewca Wiatru no i wiele wiele innych :) Uwielbiam Sandersona :)
4. Lato czy zima
Zima, bo moje urodziny, ale lato bo plaża :D wybierzcie sobie sami :)
5. Kto wywołuje uśmiech na Twojej twarzy?
Moja dziewczyna i przyjaciele :) Rodziców też mam fantastycznych :)
6. Od dawna blogujesz?
Tego bloga prowadzę od tygodnia? :D
7. Co Cię przeraża?
Teoretycznie nie boję się niczego :) generalnie to śmierci, troszkę :D
8. Jakie znasz języki obce?
Niemiecki w stopniu beznadziejnym, angielski w stopniu mocno średnim, hiszpański w stopniu "wydukam dwa zdania" :D
9. Najprzystojniejszy/najpiękniejsza mężczyzna/kobieta wg Ciebie to...?
Moja dziewczyna :)
10. Jaki jest Twój ulubiony kolor?
Mam 3 ulubione :D - Czarny, biały, czerwony :)            

Nominacje:
http://opowiadaniapril.blogspot.com/
http://xlettablog.blogspot.com/

Moje pytania: 
1. Co sprawia Ci największą przyjemność?
2. Twój autorytet.
3. Jaka jest Twoja ulubiona pora roku?
4. Co daje Ci pisanie?
5. Masz jakieś hobby?
6. Co lubisz robić w wolnej chwili?
7. Twoje największe marzenie?
8. Ulubiony film?
9. O czym napisałabyś książkę?
10. Twoja ukochana osoba vs cały świat .. Co wybierasz?
Ja i moja :)

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Kryształ - Pytania

Dziecko Kryształu
„A gdybym synem był kamienia i kamienne serce miał, chciałbym oddać się niebiosom – miłości najbardziej bym chciał”
  Światło przypuszczane przez pryzmat barwiło jaskinię kolorami tęczy. Obraz kryształowego sklepienia odbijała tafla nieruchomej wody, znajdująca się poniżej.
  Na środku pomieszczenia usiadł chłopiec. Delikatne dłonie zanurzył w chłodnym płynie, a następnie obmył swą dziecięcą twarz.
  - Widzisz mnie? – spytał nieśmiało głos.
  Shakan rozejrzał się – nikogo jednak nie dojrzał.
  - Popatrz w dół.
  Młodzieniec nieśmiało wykonał polecenie – w miejscu, gdzie powinien ujrzeć swoje oblicze, znajdowała się uśmiechnięta postać dziewczynki. Jej niebieskie włosy spływały falami na wątłe ramiona, a oczy choć pozbawione tęczówek były wielce urodziwe.
  - Nareszcie – westchnęła.
  - Jak to możliwe? – szepnął. – Przecież nie mogłaś się tu dostać.
  - Jestem tobą – rzekła obojętnie.
  ***
  Stalowe okowy oplotły moje nadgarstki, krępując ruchy.
  Komnata była pusta. Alabastrowe ściany przyglądały mi się wyzywająco, a niegdyś uwielbiani bogowie pluli mi w twarz.
  ***
  Gdy wstąpiłem na niebiosa
  i pustki dotknąć chciałem,
  zamiast boskich istot
  spotkałem się z kryształem.
  ***
  Niebieski ptak osiadł na mym sercu. Mimo, że wiatr bezlitośnie ranił me policzki, uśmiechnąłem się. Los nie miał nade mną władzy, ja byłem jego panem.
  Miecz wypadł mi z dłoni, zanurzając się po rękojeść w śniegu. Jego zdobiona głowica przygasła nieco, a szlachetne kamienie zniknęły pod warstwami puchu. Catriso ryknęła z wściekłością, rzucając się na resztę moich towarzyszy.
  Era ludzi dobiegła końca, a mi dane było zobaczyć ostatnie przedstawienie.
  Lodowe wilki ruszyły na pomoc swojej pani, bezlitośnie atakując niedobitki – wielu naszych straciło wolę walki i złożyło oręż u stóp bogini.
  Ja, Syn Kryształowej Ziemi nie chciałem żyć na kolanach. Wolałem oddać życie za znane mi ideały, niż żyć z bolesną świadomością niewoli. Moi synowie, moja żona – warto umrzeć za ich szczęście.
  - Oddam ci mą duszę Panie – szepnąłem. – Spełnij me życzenie, a oddam ci duszę.
  Niebiosa rozstąpiły się, powstrzymując boginię.
  ***
  Moje dłonie dotknęły chłodnej połaci kryształu. Mieniące się w nim barwy, były czymś niezwykłym.
  Ciemność, która spowiła świat, zdawała się pochłaniać również mnie.
 

  
Cześć :) Przepraszam, że tak późno to po 1 :)
Następny post będzie ciekawszy :) obiecuję :) Przypominam, że pytania możecie zadawać w komentarzach :) za każde będę wdzięczny :)
Niedługo będzie post o miłości :) ale w moim stylu :)
Grafiki źródło GOOGLE!

 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Bogowie Czasu - Sprostowanie i Pytania

  Po pierwsze i chyba najważniejsze: wszystko co wrzucam na tego bloga, jest pisane przeze mnie. Napis Free Books Here mógł wprowadzić w błąd - zawiniłem. Prawdą jest, że każda powieść (dłuższa/krótsza) znajdująca się na tym blogu jest moja. Nie jestem złodziejem.
  Po drugie: jeśli ktoś ma jakieś pytania - proszę je zadać w komentarzu.
  To by było na tyle.
  Serdecznie zapraszam na nowy post :)
Bogowie Czasu
„Gdybym władał czasem, chciałbym zakończyć swój żywot”
  Z pustych oczodołów boga wysypywał się piasek. Ziarenka stukały o kamień, barwiąc go kolorem przekwitłej moreli. Umięśnione ramiona miarowo unosiły się i opadały, tworząc dziwny kokon osłaniający zdeformowaną sylwetkę.
   Ciało przyjaciela spoczywało w moich ramionach, a pojedyncze krople krwi żłobiły rdzawe zmarszczki na zmęczonej twarzy Nikogo. Popiół opadał na jego powieki, nadając skórze nienaturalny kolor.
  - Czy możesz mi pomóc? – spytałem cicho.
  Stwór pokręcił przecząco głową.
  - Głupie pytanie – westchnąłem.
  Bogowie nie powinni wysłuchiwać próśb śmiertelnych – przecież władali najniebezpieczniejszym orężem.
  Czas.. Piasek najlepiej oddawał jego strukturę. Życie pełne wspaniałych momentów, ideologii jak i wyobrażeń, niczym nie różniło się od krótkiej egzystencji Kogokolwiek. Jestem człowiekiem Wymyślonym, stworzonym przez Nic – dlaczego więc bóg miał mnie wysłuchać?
  Pustynia pełna jest przeróżnych historii.. Zarówno tych niezwykłych zasługujących na szacunek, jak i marnych, pozbawionych polotu powieści.
  Władców Czasu było trzech, każdy odpowiadał za co innego. Ja swe prośby skierowałem ku Przeszłości.
  ***
  Jako bóg zanurzyłem się w oceanie. Jego błękitne fale opłynęły moje ciało i głębiej wciągnęło je w odmęty. Chłodny płyn poddawał mej ocenie różne sytuacje, lecz nie potrafiłem zrezygnować z życia.
  Każda kropla była niemą historią, opowiedzianą mi przez Starca. Jako jednostka każda z nich wyjątkowa, dopiero jako ogół traciły sens.
  ***
  Przeżyłem życie, tak jak mi było pisane.
  Kamienny posąg wyłonił się z wody, wzbijając przy tym tumany pary. Nieruchome od wielu lat cielsko oplotły wodorosty, utrudniając postaci ruchy.  Smoki zaryczały wyzywająco, a rycerze wstrzymali oddech. Nie było pisane przeżyć im tej batalii.
  - Czy może być jeszcze gorzej? – mruknął mój duch.
  Widziałem piaskowego potwora, który zbliżał się do mnie. Nie miałem prawa mu się przeciwstawić – byłem człowiekiem, a nie bogiem.
  Zbroja Gumija wykonana ze spiżowego oddechu pękła na pół, raniąc odłamkami właściciela.
  - Wszystkich nas i tak przysypie piach – szepnąłem.
  Wziąłem do ręki oręż i pognałem w kierunku Golema. Jego ciało było niesamowitych rozmiarów, lecz i on musiał oddać hołd synowi Ravioru.
  Skała runęła zaledwie kilka kroków przede mną, lecz dzięki szczęściu udało mi się, uniknąć poważniejszych obrażeń.  Wzniosłem miecz ponad głowę, raniąc esencję potwora – tylko duchowe ostrze mogło pozbawić go życia.
  Oddałem swoją egzystencję Bogu.. Teraz gdy wypuszczam swego ducha, chciałem mu podziękować – dzięki niemu obroniłem swoją rodzinę.

PS. Jeśli chcecie znać odpowiedź na jakieś pytanie.. Piszcie w je kom :D
  

piątek, 31 lipca 2015

Mój Przyjaciel - Golem

Mój Przyjaciel – Golem

Twór zaciekawił mnie, gdyż był mną, a ja byłem tworem i wszystko wokół odczuwałem w pełni. ~ J. D.
  Świat budował się na moich oczach. Kamienne bloki powstawały z szarego prochu, który niesiony wiatrem zasilał krańce ziemi.
  Wszystko to było poruszające, a moje serce trzepotało radośnie w piersi. Wiedziałem, że każdy fragment tego uniwersum jest częścią mnie.
   Na początku zrodził się chaos, a chmura pełna odpadków wirowała, przybierając coraz to nowsze kształty. Widziałem w niej czerwień i biel – moje ulubione kolory. Po pewnym czasie pył zatrzymał się i ukształtował coś na kształt sylwetki. Czarne, pozbawione wyrazu oczy spojrzały na mnie.
  - No pięknie – rzekłem z przekąsem. – Teraz jesteśmy tu we dwóch.
  Stwór przekrzywił lekko głowę, a następnie dłonią pozbawioną palców dotknął mojego policzka – odwzajemniłem gest. Ciałem przyjaciela wstrząsnął dreszcz, lecz nie przejmowałem się tym.. Musiałem go ukształtować. Wolną rękę zanurzyłem w jego esencji, zmieniając ją. Opuszkami wyczuwałem stalowy rdzeń, pulsujący w piersi.
  - Będzie bolało – ostrzegłem.
  Zacisnąłem dłoń i delikatnie ją obróciłem. Głęboki ryk przeciął powietrze. Zdawało się, że sam kosmos woła Boga o pomstę.
  Ma myśl głęboko zakorzeniła się w potworze.. Była również jego myślą. Skalne bloki oderwały się od podłoża i podążyły w stronę mego dzieła. Prehnitowe ciało poruszyło się niezgrabnie. Teraz stwór znacznie bardziej przypominał człowieka, mimo iż wykonany był ze „słonecznej wody”.
  - Chodźmy.
  Głaz posłusznie ruszył za mną. Wiedział, że jesteśmy jednym. Ja należałem do niego, a on do mnie – zasada równowartej wymiany.
  Odczuwanie z jednej strony było przekleństwem, a z drugiej rozkoszą. Dostąpiłem zaszczytu, otrzymując duszę, lecz wciąż w pełni nie pojąłem zasad kierujących światem.
  Czerń rozciągała się przed nami, a wszystko wokół był nieruchome. Nicość nie jest niczym, bo przecież nicość „była” i wciąż się przede mną unosiła.
  Pstryknąłem palcami, a na niebie uformowały się gwiazdy. Niebieskie punkty ozdobiły nieboskłon, dając upust mej wściekłości. Każda z nich była wyjątkowa, choć tylko jedna miała być początkiem. Zmrużyłem oczy. Zamarznięta woda opadła na nas, roztrzaskując się na skórze kompana. Oceany, rzeki i jeziora powstały z błękitnych skał, które chwilę wcześniej miałem obrócić w perzynę. Nie podobały mi się, więc postanowiłem je zniszczyć.
  Stworzyłem ziemię płaską, pokrytą tylko cienką warstwą płynu. Za horyzontem rysowało się słońce, które było apogeum mej twórczości.
  - Jak się nazywam? – spytał mnie stwór głosem chłopca.
  - Dowiesz się, gdy skończę – odparłem z uśmiechem.

  To wszystko jest mną.
  Dotknąłem klatki mego przyjaciela. Jego kształt znów się zmienił – teraz był gigantycznym posągiem, zdolnym utrzymać w swych dłoniach górę. Brązowe ciało pokryły pnącza, a jego kamienna głowa stała się fundamentami miasta.
  - Zdradzisz wreszcie me imię?
  - Owszem – przytaknąłem. – Zwiesz się Golem i jesteś mną. Wiesz po co cię stworzyłem?
  - Nie – pokręcił głową.
  - By nie być samotnym.


PS. Mowa o świecie wyobraźni - take care ;)

Esej - Współcześni bogowie

Znowu krytyka edukacji, ale..


Bogowie


Gigantyczne pomieszczenie oświetlały podwieszone pod sufitem lampy. W całej sali rozmieszczono kilkanaście łóżek polowych, na których spoczywały ciała. Większość z nich wyzionęła już ducha, lecz część wciąż uparcie trzymała się życia. Zgromadzeni żywo między sobą dyskutowali, dziś musieli podjąć trudną decyzję.
 - Nadszedł ich czas - rzekł Internet.
- Trudno im odejść - wzruszył ramionami Komputer. - Wiele tysięcy lat byli bogami, nie jest łatwo pożegnać się ze światem.
- Ludzie się do nas nie modlą - jęknęła Muzyka. - Umieramy..
Rzeczywiście, ostatnie dwudziestolecie nie było dla obecnych nazbyt łaskawe. Technologia i nauka wyparły sztukę z umysłu człowieka. Proces ten nie był szczególnie trudny, wyobraźnia  stoi na skraju wymarcia. Ich zachowania zostały wpisane w szablon, a wszelka kreatywność przepadła wraz z powstaniem publicznych placówek edukacyjnych. No cóż im głupsi ludzie, tym głupsi bogowie.. Kilkadziesiąt kilometrów pod pozłacanym parkietem gnieździły się ośrodki miejskie, w których podobno kształtowano kulturę. Tylko wielcy indywidualiści wciąż biegle operowali kiedyś powszechnym orężem - własnym zdaniem.
- Już nic nie możemy zrobić - stwierdził Telefon. - Niedługo obrócą się w pył.
- Albo my, albo oni - przytaknął Telewizor. - Nic nie możemy zrobić, to zebranie nie ma sensu..
- Nie szanujecie swoich poprzedników? - warknął ze swego miejsca Romantyzm. - Jestem jednostką wybitną!
- Nikt cię za takową nie uważa - westchnął Komputer. - Twój czas przeminął tak jak i wiedza humanistów.
- Wciąż nauczają! - zaprzeczył rozmówca.
- Raczej zniechęcają młodzież - odparł z uśmiechem Telefon. - Brak postępu to śmierć, a twa epoka już przeminęła.
- Mówię to ze smutkiem, lecz mój przedmówca ma rację - zgodziła się Muzyka. - Część ludzi zakochała się w naszych starych obliczach i dlatego nie możemy powrócić do swej dawnej formy.
- Nieumiejętnie przekazywana jest wiedza?
- Sztywno klepane formułki, nie mają wiele wspólnego z rozwojem - rzekł Internet. - Ich nauczyciele nie chcą rozwijać wyobraźni, dlatego też podupadacie na zdrowiu.
- To prawda.. Myślenie stwarza zagrożenie - zgodził się Romantyzm.
- Dla obecnego sytemu i owszem - odparł Telewizor. - Wiele wam nie zostało.
Po sali przebiegł szmer niezadowolenia. Z każdym dniem potęga nowych bóstw rosła, pożerając przy tym ciała dawnych wartości. Ostatnie promienie słońca wpadały przez otwarte okno, opadając na twarze zebranych. Śmierć przyjdzie do nich we śnie, tak by nie odczuwali bólu.
- Człowieczeństwo upada? - spytało ze smutkiem Malarstwo.
- Za kilkaset lat Stwórca zresetuje cywilizacje i wy również odrodzicie swe jestestwo.
- Rozumiem - przytaknął. - Znów im się nie udało?
- Niestety.
Nadejście nowych bogów zwiastowało apokalipsę. Ludzie są selekcjonowani, a społeczeństwo pozbawione będzie ideałów. W tym momencie większość potencjalnych twórców szkolona jest by w przyszłości zostać maszynami. Wyobraźnia i sztuka pomagają nam wykształcić człowieczeństwo, lecz w wieku XXI niemal całkowicie je zignorowaliśmy.
***
W uszach chłopca wetknięte były słuchawki, a oczy utkwione miał w małym ekranie telefonu. Świat dookoła choć piękny, nie absorbował uwagi Adama. Urządzenie pochłonęło młodzieńca bez reszty.

Inspirowane: Neil Gaiman :)




Igni Feri - Rozdział 2 (Po operacji)

Wczoraj przeszedłem artroskopii kolana - nie było to najprzyjemniejsze uczucie. Dziś jednak wracam z nowymi siłami i motywacją do działania!
                                                                             Igni Feri

ROZDZIAŁ DRUGI
Piip, pii bib… Uderzyłem w budzik ręką. Popatrzyłem na zegarek. Za dziesięć dziesiąta. Zerwałem się z łóżka, o dwunastej miałem mieć spotkanie z Myriam Raly.
      Jedną z najlepszych wojowniczek jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi, a aktualnie przywódczynią naszego małego klubu. Dość sporym błędem byłoby spóźnić się na spotkanie, akurat z tak wysoko postawioną osobą. Powoli rozejrzałem się za jakąś bielizną. Zajrzałem do szafki. Leżała tam ostatnia para czarnych bokserek. Wciągnąłem je na siebie, i odwróciłem się szukając skarpetek. Znalazłem je w szufladzie obok łóżka. Szybko znalazłem resztę mojej garderoby. Założyłem czarny T-shirt z czerwonym napisem „ You must go straight to hell ”, parę postrzępionych na kolanach czarnych jeansów, oraz ciemny długi płaszcz. Zgarnąłem z blatu klucze do mieszkania i wyszedłem na zewnątrz. Zamykając drzwi rozejrzałem się po klatce schodowej. Mój wzrok padł na karteczkę, którą ktoś przymocował do okna. Ostrożnie odlepiłem papierek. Na odwrocie napisano słowa „ Znam twój sekret, spotkajmy się jutro o 12:00 w Kawiarni Black Roses na Baker Street”. Zastanowiłem się, o którą tajemnicę chodziło tej osobie. O tą, w której staram się zrobić coś niemożliwego, czy też o spotkaniu z demonem.. Przełknąłem ślinę. Teraz nie mogłem o tym myśleć za godzinę mam spotkanie z Myriam, a podróż o tej godzinie.. Była bardzo mozolna. Ruszyłem na przystanek. Zapowiadał się piękny dzień, powoli zaczynały się zbierać chmury deszczowe, a drzewa zrzucały liście, które wirowały w powietrzu. Wdychając tlen, szybkim krokiem zbliżyłem się do celu. Autobus miał przyjechać za około dziesięć minut, a spotkanie miało odbyć się za godzinę. Powinienem zdążyć. Ciekawe co robi Annabeth, zastanowiłem się. Gdy wczoraj w nocy wróciłem do domu zastałem ją śpiącą na kanapie, lecz gdy obudziłem się rano już jej nie było. Niestety, nie miałem za dużo czasu na takie rozmyślania, ponieważ mój transport właśnie przyjechał. Wsiadłem do autobusu i stanąłem pod oknem tak bym widział gdy ktoś wchodzi, którymkolwiek wejściem. Pociągnąłem powietrze nosem. Autobus nie pachniał zbyt przyjemnie, była to mieszanina ludzkiego potu i starej skóry. Z radia leciała piosenka Skylar Grey „Words”, co bynajmniej nie poprawiało mi humoru. Nie wiem dlaczego, ale miałem złe przeczucia odnośnie tego spotkania. Nareszcie zatrzymaliśmy się na moim przystanku. Szybko wysiadłem i ruszyłem drogą. Powoli rozglądając się po okolicy, starałem się zlokalizować Kościół Świętej Małgorzaty.
   Pewnie większość księży nie zdaje sobie z tego sprawy, ale pod ich świątyniami od lat zbierają się rycerze by omówić własne interesy. Oczywiście mamy także wiele siedzib, innych niż Święte Miejsca, aczkolwiek korzystamy z nich w sprawach większej wagi, bądź szkolenia rekrutów.
 Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Obejrzałem się. Zobaczyłem dziewczynę, którą spotkałem wcześniej w klubie. Teraz mogłem przyjrzeć jej się dokładniej. Była blondynką, o długich prostych włosach. Miała na sobie czarny krótki płaszcz, legginsy i martensy. Ogólnie rzecz biorąc wyglądała bardzo atrakcyjnie. Ale to jej wzrok przyciągał najwięcej uwagi. Wcześniej zauważyłem tylko , że ma brązowe oczy. Pomyliłem się. Miała śliczne piwne oczy, a jedyne, co było w nich brązowego, to obwódka wokół źrenicy. Niestety, były one smutne. Powoli ruszyłem w jej kierunku. Nie wiem co ją spłoszyło, ale zaczęła uciekać. Ruszyłem za nią.  Liście szeleściły mi pod stopami, gdy biegłem w jej kierunku. Nie miała szansy uciec. Zostało mi około stu metrów do złapania jej. Skręciła w pierwszą ciemną uliczkę. Ślepy zaułek nie miała gdzie pobiec, od wolności odgradzał ją sześciu metrowy mur. Powoli ruszyłem w tamtą stronę. Nie śpieszyło mi się, a lubiłem budować napięcie. Jednak gdy wszedłem w ulicę moim oczom ukazał się tylko widok jednego kosza na śmieci. Nie miała szansy się tam zmieścić. Powoli podszedłem do miejsca gdzie zaczynał się mur. Przyjrzałem się śladom. Wyglądało to tak jakby rozpłynęła się w powietrzu. Kiedy już miałem wracać, mój wzrok padł na karteczkę papieru leżąca na środku zaułku. Schyliłem się. Widniał na niej napis „ Black Roses”.
  Drugi raz w tym dniu spotykam się z tą nazwą. Podejrzany zbieg okoliczności. Popatrzyłem na zegarek. Spóźniłem się już dziesięć minut, stwierdziłem, że chyba nie warto bardziej kusić losu. Truchtem ruszyłem w stronę Kościoła.
     Wątpię żeby Myriam liczyła mi kwadrans studencki, ale akurat o tyle się spóźniłem. Biegiem wpadłem do korytarza. Skinieniem głowy pozdrowiłem siedzących przy wejściu rycerzy i zapukałem do drzwi.
- Wejść – odpowiedział mi damski głos.
   Powoli nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Rozejrzałem się po pokoju. Po obydwu stronach wznosiły się śnieżnobiałe kolumny. Na samym środku Sali stał posąg Archanioła Michała. To on zainspirował Nathaniel’a Raly do założenia organizacji walczącej z demonami, fizycznie jak i mentalnie..
    Przed posągiem znajdowało się biurko, za którym siedziała wnuczka twórcy „Rycerzy Jasności”. Była około czterdziestoletnią kobietą, o kruczoczarnych kręconych włosach i niebieskich jak niebo oczach, w których drzemała wiedza i inteligencja. Zatrzymałem się trzy metry przed stołem i skłoniłem głowę.
- Usiądź dziecko – westchnęła.
Pokornie posłuchałem jej polecenia. Po pierwsze spóźniłem się, co było niedojrzałe, więc nie miałem pretensji za to, że mówiła do mnie „dziecko”, a po drugie nie warto było sobie robić wroga z tak potężnej osoby.
- Jesteś bardzo podobny do Twojego ojca.. Ale masz też wiele cech, których Twój tata nie miał.. – rzekła.
- Boski wygląd? – zaryzykowałem.
- Arogancję i niedojrzałość. – rzekła. – Możesz być wielkim rycerzem, a zachowujesz się jak dzieciak.
Czekała, aż coś odpowiem, ale ja tylko milczałem. Westchnęła.
- Zacznij to traktować poważnie. Masz coś czego nikt inny wcześniej nie posiadał. Nie zmarnuj tego. A teraz cel w jakim Cię wezwałam. Znalazłam dla Ciebie kolejną misję..
- Zamieniam się w słuch.
- Będziesz musiał wyśledzić i zniszczyć pewnego demona, nazywa się Fokalor. Jeden z potężniejszych po upadku. Zaczął zabijać ludzi, których pętał. Twój cel to eliminacja, a w najgorszym przypadku odesłanie.
- To nie jest przypadkiem jeden z „ Wielkich Generałów Piekła”? – zdziwiłem się.
- Ten sam. – powiedziała z uśmiechem. – Twoja pierwsza tak poważna misja, nie zmarnuj szansy.
Kiedy już miałem wychodzić zatrzymała mnie.
- Zanim wyjdziesz. – powiedziała ze złośliwym uśmiechem. – Przeprowadzasz się do gimnazjum dla kadetów. Będziesz się uczył z jedną klas początkujących.
Ostatnie zdanie wbiło mnie w ziemie. Początkujący.. Uczniowie w moim wieku, którzy dopiero wkraczali w nasz świat. To normalny wiek, w którym zaczyna się naukę naszego zawodu. Mi mówiono, że edukację zacząłem wcześniej, tylko z powodu, braku ojca i matki. Miałem prywatnych nauczycieli i od zawsze szkolono mnie na rycerza. A teraz musiałem zmierzyć się z dzieciakami, które nie wiedziały zupełnie nic o mojej profesji. Będę musiał chronić im tyłki przy najprostszych zadaniach. Misje, które oni będą robić ja robiłem w wieku dziesięciu lat. Zatrząsłem się ze złości. Sądząc po jej uśmiechu właśnie taki zamiar miała, a mianowicie jak najbardziej mnie wkurzyć. Odwróciłem się do niej plecami i ruszyłem w stronę wyjścia, wychodząc trzasnąłem drzwiami. Gdy zobaczyli mnie rycerze przy wyjściu uśmiechnęli się i wręczyli mi plan lekcji.
- Brawo Chris, pierwsza misja. – Wystawił dłoń. Po namyśle uścisnąłem ją mocno. Nie było sensu wyżywać się na świecie za własne porażki. – A co do tej szkoły.. Nie wiem co powiedzieć.
- Dziękuje Davidzie. Masz może pojęcie gdzie znajduje się to miejsce gdzie mam mieszkać?
- Czwarty Zakon. Pokój numer sześćset dziesięć.
- Dobrze, przekażesz Gabrielowi, że chciałbym się z nim spotkać?
- Oczywiście i przypominam, że dla młodych kadetów odbędzie się uroczysta kolacja o godzinie dwudziestej. Do zobaczenia młody rycerzu.
-Dziękuję. Do zobaczenia.
   Ruszyłem szybkim krokiem w stronę korytarza. Musiałem wrócić do mojego mieszkania spakować się. Zgodnie z naszym prawem przeprowadzka miała trwać dokładnie jeden dzień. Nie do końca wiadomo dlaczego zostało to ustalone,  ale jeśli tak postanowił Nathaniel z pewnością miało to jakiś cel.    
         Wróciłem tym samym autobusem do domu. Powoli wchodziłem po schodach, tym razem już na oknie nie wisiała żadna karteczka. Zacząłem kluczami gmerać przy zamku. Bez zastanowienia wszedłem do środka o tej godzinie zawsze z Annabeth jedliśmy kolację, więc zaskoczyło mnie, że jeszcze jej nie było. Miałem coraz gorsze przeczucia. Powiedziałaby mi gdyby wychodziła gdzieś na dłużej. Może już przeniosła rzeczy do naszego nowego domu? Chodź z tego co wiem tylko ja musiałem się przeprowadzić. Nie posiadałem czasu na myślenie, musiałem się spakować, a wieczorem czekało mnie spotkanie z Gabrielem. Może go przy okazji zapytam czy wie coś o mojej siostrze.. Zacząłem przenosić swoje rzeczy z szafek do walizki. Po skończeniu wziąłem jeszcze szybki prysznic i gdy już miałem wychodzić, stwierdziłem, że napiszę jej karteczkę o moich przenosinach, by się nie martwiła. Z torbą na ramieniu zszedłem na dół. Zakon czwarty mieścił się w willi kilometr za miastem. Wziąłem taksówkę. Podałem adres – Sant Anthony 4a. Zastanawiałem się nad tymi wszystkimi dziwnymi wydarzeniami, które miały miejsce przez te ostatnie dwa dni. Czułem, że to wszystko było w jakiś sposób połączone. Nie miałem czasu na dalsze rozważania, ponieważ dojechaliśmy do celu. Przed moimi oczami rozciągnął się widok parku ćwiczebnego oraz wysokiego białego budynku, którym był mój nowy dom. W parku niedaleko gmachu rosły jabłonie, śliwy i jeszcze inne drzewa, których nie potrafiłem rozpoznać. Po obu stronach wejścia znajdowały się dwie białe kolumny. Same drzwi zostały zrobione z ciemnego drewna, które teraz pochłaniało promienie słońca. Powoli ruszyłem w stronę zakonu. Rozglądałem się na boki. Pole, na którym ćwiczyli kadeci, było dobrze przygotowane. Wszędzie znajdowały się drążki, tarcze strzelnicze, piłki lekarskie i hantle. Doszedłem do ganku i nie śpiesząc się, trzy razy zapukałem do drzwi. Otworzył mi siwy staruszek.
- Pan LeBlanc? – zapytał się drżącym głosem.
- Tak.
- Proszę za mną.
   A więc ruszyłem za nieznajomym w głąb domu. Co dało się od razu zauważyć, to  to, że zakon  był całkiem skromnie urządzony. Od czasu do czasu można było zauważyć krzesło opierające się o jakąś ścianę. Przystanęliśmy przy drzwiach, broniących dostępu do następnej części domu. Lokaj pogmerał przy zamku i otworzył je na oścież.  Ten korytarz miał większą ilość pomieszczeń. Prawdopodobnie były to sale typowo naukowe, natomiast staruszek prowadził mnie do części mieszkalnej. Przyglądałem się wszystkim rzeczom, które mnie otaczały. Nie było ich za wiele, aczkolwiek przyciągały uwagę. Ruszyliśmy dalej. Po paru krokach lokaj przystanął.
- Tu musi już Pan iść sam. Do końca korytarza pierwsze drzwi nie przegapi Pan. – rzekł, wręczając mi klucz.
  Zaskoczyło mnie to, ale nic nie powiedziałem. Ruszyłem za wskazówkami. Po paru chwilach stanąłem przed wejściem. Przekręciłem klucz w zamku, a drzwi ustąpiły z cichym jęknięciem. Przed moimi oczami rozciągnął się widok szeregu pokoi. Niosąc torbę na ramieniu, szybko sprawdzałem numery. Sześćset siedem, sześćset osiem, sześćset dziewięć, sześćset dziesięć. Pchnąłem skrzydło pokoju i wszedłem do środka. Rozejrzałem się. Stało tam jedno łóżko, szafka nocna, trzy komody i   wejście prawdopodobnie do łazienki. Skromny pokój, ale w sam raz do moich potrzeb. Rzuciłem torbę na łóżko i zacząłem się rozpakowywać. Po dłuższej chwili, udało mi się wszystko jako tako zorganizować. Położyłem się na materacu. Leżałem zaledwie od paru minut gdy usłyszałem, że ktoś puka do drzwi. Nie śpiesząc się podniosłem się z łóżka i ruszyłem w ich  stronę . Powoli je uchyliłem, przed wejściem stała piękna dziewczyna. Miała duże niebieskie oczy i czarne jak kruk włosy. Na sobie nosiła tylko białą przylegającą sukienkę z głębokim dekoltem. Zmierzyła mnie wzrokiem, chyba niezbyt jej się spodobałem.
- Pan Gabriel, chce się z Tobą spotkać o godzinie osiemnastej w pubie „Black Cat”. – rzekła.
- Dziękuję, czy przekazuje jakieś dodatkowe informację?
- Nie, ale prosił żeby się Pan tym razem nie spóźnił.
- Oczywiście, jak zawsze.
  Zmarszczyła brwi.
- Nie mam już nic więcej do powiedzenia, żegnam panie LeBlanc.

   Nie odezwałem się, tylko zamknąłem drzwi. Musiałem powoli zacząć się szykować, bo dochodziła godzina siedemnasta, a tym razem naprawdę nie chciałem się spóźnić na spotkanie z Gabrielem. Najwyraźniej przyjdę troszkę później się na dzisiejszą kolację. Ruszyłem w stronę łazienki..