IGNI
FERI
„Skrzydła mego ducha latają wysoko, ciemność
jednak zbyt często zamyka otchłani oko, staramy się znaleźć prawdę wśród nas,
choć jeszcze przed nami został
najciemniejszy las”
Wprowadzenie
Zakon
rycerzy jasności jest instytucją, broniącą świata przed demonami i ich
pochodnymi. Są one jak najbardziej widoczne dla ludzi, lecz ukrywają się pod
postaciami, w których wykrycie ich jest praktycznie niemożliwe. Nathaniel Raly
założył fundację i dostał pozwolenie na prowadzenie jej z samego Watykanu. Było
to w roku 1543. Do tej pory organizacja zwalcza piekielną działalność. Czytają
państwo właśnie Kronikę obecnie jednego z najpotężniejszych rycerzy, który
szczegółowo tłumaczy jak działa piekło, co dzieje się z duszami po śmierci, a
także jak powinno walczyć się z piekielnymi siłami. Nazywa się on Chris
LeBlanc. Miłej lektury.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Myślałem,
że zacznie się to inaczej.
Jak widać nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Kolejny nieudany eksperyment.
Próbowałem wstać. Niestety, nogi już drugi raz w tym dniu odmówiły
posłuszeństwa. Runąłem na posadzkę. Powoli podciągając się na szafce
przyklęknąłem na kolanie. Z trudem wspiąłem się wyżej i powoli stanąłem na
nogach.
Gdyby za każdym razem szło mi tak fatalnie, pewnie przestałbym próbować.
Zostało jednak we mnie jeszcze trochę uporu. Ruszyłem powoli do wyjścia. Miasto
przywitało mnie lekkim zapachem spalin, który powoli rozpływał się w woni
padającego deszczu. Miałem jeszcze jedno zadanie do wykonania. Jestem
samotnikiem, niestety ktoś to musi robić. Większość z mojego zawodu zginęło lub
została pożarta przez demony. Mnie udało się przetrwać tylko dlatego, że ludzie
wierzyli we mnie, gdy ja w siebie zwątpiłem. Tak, to nie nasza strona fizyczna
walczy z Piekłem, walczymy wiarą. Otchłań próbuje nas tylko zastraszyć
fizycznie, tak naprawdę atakuje nas mentalnie. Niestety, właśnie miałem odbyć
bardzo nieprzyjemne spotkanie z Adramelechem. Przed upadkiem należał do Chóru
Tronów, ale dał się namówić na jeden bardzo głupi wypad i przegrał wszystko.
Został strącony do Czeluści, a w niej został Kanclerzem. W naszej profesji
uważamy go za ósmego z dziesięciu Arcydemonów. Powoli ruszyłem ulicą. Mocny
wiatr szarpał moim płaszczem, krople deszczu tańczyły w świetle latarni. Mijając
dobrze mi znane kamienice popatrzyłem na okna. W
większości światła były już gaszone. Nie śpiesząc się, ostrożnie robiąc
każdy krok, ruszyłem King’s Road. Za pół godziny miałem spotkanie z demonem na
drugim końcu miasta. Gdyby to było południe nie miałbym szansy zdążyć na czas.
Na szczęście, jak wielu „Rycerzy Jasności” prowadziłem nocny tryb życia.
Wsiadłem do pierwszej taksówki, która pojawiła się na ulicy i podałem adres.
Klub Storm. Nazwa, która sugeruje tawernę, tak naprawdę była miejscem spotkań
nieśmiertelnych.
Jadąc przyglądałem się wszystkim młodym ludziom, którzy wracali z imprez do
zapłakanych matek, które nie wiedzą, co o drugiej w nocy mogło robić ich
dziecko. Uśmiechnąłem się na tą myśl, sam miałem siedemnaście lat i pewnie
taksówkarz myśli, że wiezie jednego z tych właśnie nastolatków i
zastanawia się, dlaczego jestem jeszcze trzeźwy. Gdyby wiózł jakiegoś pijanego,
pewnie mógłby wyciągnąć od niego więcej pieniędzy. Uśmiechnąłem
się lekko, kiedy akurat kierowca zerknął na mnie w tylnym lusterku. Zadał mi
spojrzeniem nieme pytanie. Nie odpowiedziałem.
Nareszcie dojechaliśmy.
-
Dwadzieścia osiem funtów. – zażądał kierowca.
Zapłaciłem
i wysiadłem z taksówki. Powoli się rozejrzałem. Zobaczyłem bramę, za którą
prawdopodobnie znajdowało się wejście, fasada była zrobiona z ciemnego
kamienia, na dachu znajdował się gargulec o kształcie diabła. Klub wyglądał na
jeden z tych droższych, gdzie oprócz dobrej zabawy, można otrzymać jeszcze
inne, bardziej cielesne rozkosze. Podszedłem do bramy. Tak jak podejrzewałem:
stało tam dwóch groźnie wyglądających karków. Gdy tylko się zbliżyłem zrobili
krzywe miny. Ten wyższy jest pewnie ważniejszy, stwierdzam fakt po tym, że miał
plakietkę z napisem szef ochrony. Odezwał się niskim głosem :
-
Nieletnich nie wpuszczamy. – powiedział dryblas.
-
Dla mnie zrobicie wyjątek. – warknąłem.
Zaśmiali
się. W sumie nie jest to szczególnie dziwne. Mam metr osiemdziesiąt wzrostu i
wyglądam raczej jak chłopak, który jest wysportowany, ale nieszczególnie
groźny, podczas gdy oni byli zbitą górą mięsa, która wyglądała jak machina
wojenna. W tej walce raczej mało osób postawiłoby na mnie. I.. wielu by się
zdziwiło. Na szczęście właśnie pojawił się Matthew, ludzki sługa demona.
-
Wpuście go panowie. A co do Ciebie, Chris , mógłbyś choć raz nie pakować się w
kłopoty. – powiedział „Kelner”.
-
Akurat to nasza najmniej istotna sprawa. – odburknąłem i wszedłem w czerń za
prawdopodobnie jedynym ludzkim przybocznym Adramelecha.
Wreszcie zobaczyłem jakiekolwiek przebłyski światła, było to światło tworzone
przez kolorowe lampy migające pod sufitem. Chcąc nie chcąc trzeba przyznać, że
demon ma gust. Wszędzie kręciły się czerwone ozdoby powieszone w równych
odstępach. Nie miałem za wiele czasu by się rozglądać, ponieważ Matthew był bardzo
niskim człowiekiem i szybko znikał w tłumie.
Po
chwili przepychania się między tańczącymi parami, doszliśmy do czarnych
wysokich drzwi. Sługa szybko otworzył je i weszliśmy do środka. Przed moimi
oczami rozciągnął się widok sporego pokoju, o bardzo bogatych meblach i
wymyślnych ozdobach wiszących pod sufitem. Na czarnym jak noc fotelu siedział
demon. Wyglądał dość niepozornie. Mężczyzna koło czterdziestki, dobrze
zbudowany, o włosach czarnych jak heban. Brązowe oczy błyszczały inteligencją.
W ich wnętrzu kryła się wiekowa wiedza, przykryta kurtyną rozbawienia. Gdy
otworzył usta wysunął się szereg ostrych jak szpilka zębów.
-
Witaj w moich skromnych progach Chris’ie LeBlanc. – powiedział z uśmiechem. –
Co Cię do mnie sprowadza?
-
Twoje zaproszenie. – burknąłem.
-
Dlaczego jesteś taki zły? Znowu Ci się nie udał eksperyment? – zaśmiał się.
Przeszły
mnie ciarki. Jedyne osoby, którym powiedziałem o moich badaniach to Annabeth,
czyli moja siostra, oraz Gabriel. Obydwie te osoby, nie powiedziałyby o nich
bez mojej zgody, a tym bardziej Kanclerzowi Piekieł.
-
Hmm. Powiedzmy. – powiedziałem nonszalancko.
-
Nie uda Ci się to. – pokręcił głową. – Żadnemu człowiekowi się to nie
udało.
No
właśnie w tym rzecz, ja nie jestem do końca człowiekiem, pomyślałem.
-
Mimo to będę próbował.
-
Wy ludzie jesteście zabawni, wasza wiara jest niesamowita. – powiedział z
niedowierzaniem.
-
Nadal nie znam powodu, dla którego mnie wezwałeś.
-
Dobrze, bądźmy szczerzy. Wezwałem Cię, ponieważ mam Ci do złożenia pewną
propozycję..
-
Zapomnij, nie będę się układał z demonem.
Zaśmiał
się.
-
A to ciekawe, bo mam akurat pewne informacje o twoim ojcu..
Przeszedł
mnie dreszcz.
-
Co wiesz o moim ojcu?! – krzyknąłem.
-
Spokojnie najpierw wysłuchaj mojej oferty dobrze? – uśmiechnął się złośliwie.
Powoli
kiwnąłem głową. Wciąż byłem w szoku, mój ojciec nie żył od dziesięciu lat.
Przed śmiercią był opętany przez demona Szemchazaja. Matka zawsze gdy o nim
wspominałem odchodziła i mówiła, że nie jestem jeszcze gotowy. Nigdy nie miałem
dość odwagi, by zapytać, co ojciec robił przed śmiercią.
-
A więc wiesz, że Twój ojciec został opętany przez „Wiszącego Pod
Nieboskłonem’’? – droczył się ze mną. Złość powoli przejmowała nade mną
kontrolę. Mocniej zacisnąłem pięści. Widząc to demon uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
-
Z tego co widzę wiesz, a więc pierwszy raz od tysiąca lat, nasz ukochany wódz
raczył się z powrotem pojawić w czeluści. Do tej pory mógł być na ziemi tylko
wtedy gdy pętał jakiegoś biedaka, lecz teraz naprawdę powrócił.. – Zamyślił
się. – Wielu z nas to bardzo nie odpowiada. Mnie akurat jest to obojętne, ale
Samaelowi bardzo się to nie spodobało…
-
Dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego? – wtrąciłem się.
-
Nie przerywaj mi! – warknął. - W tym sęk, że od kiedy wrócił
Szemchazjasz, zaczęły się dziać dziwne rzeczy, na Ziemi zaczęły się
masowe ataki na lokale, które prowadzę ja i Marou’em. Wątpię, żeby to
było dzieło „Wiszącego” , bo ataki zaczęły się dwa miesiące przed jego
powrotem, a poza tym jesteśmy jednymi z niewielu neutralnych wyżej postawionych
demonów. Więc chciałbym żebyś odnalazł tą osobę i ją zniszczył. Czyż nie proszę
o mało? – Uśmiechnął się.
Zastanowiłem
się. Zadanie wydawało się dość proste, ale nawet tak mała ilość czasu, którą
spędziłem na ziemi nauczyła mnie by nigdy, ale to nigdy nie zawierać układów z
demonami. Z drugiej jednak strony perspektywa dowiedzenia się czegoś o ojcu,
była aż nazbyt kusząca..
-
Daj mi czas na zastanowienie się.
-
Sześć dni. Skontaktuję się z Tobą. – Uśmiechnął się. – Matthew odprowadź pana
LeBlanc do wyjścia.
-
Tak jest Panie. – powiedział sługa i ruszył w kierunku korytarza.
Nie
mając nic innego do roboty, powoli ruszyłem za „Kelnerem”. Wróciliśmy tą samą
drogą, przy wyjściu spostrzegłem, że przygląda mi się jakaś dziewczyna.
Miniówka, szpilki, pomalowane czerwone usta, brązowe oczy, typowa nastolatka.
Jednak coś mnie zaniepokoiło w jej wyglądzie, a raczej w sposobie jakim mi się
przyglądała. Niestety nie miałem czasu by przyjrzeć się jej dokładniej, bo
Matthew już znikał w tłumie, a szczerze wątpiłem bym sam dał radę trafić do
wyjścia. Nareszcie trafiliśmy do bramy. Na zewnątrz przywitały mnie
nieprzyjaźnie nastawione twarze tych samych dwóch karków, których spotkałem
przy wejściu. Uśmiechnąłem się do nich złośliwie i ruszyłem na ulicę.
Mieszkałem z siostrą na drugim końcu miasta. Wziąłem głęboki wdech. Popatrzyłem
na zegarek, zbliżała się czwarta rano. Powolnym krokiem ruszyłem do domu, wciąż
myśląc o propozycji demona i o dziewczynie, którą zobaczyłem w klubie.
Rozejrzałem się powoli, zastanawiając się czy, niektóre światła kiedykolwiek
gasną…
Fajne, trochę nie moje klimaty, ale super.
OdpowiedzUsuńhttp://odbicie-lustra.blogspot.com/
Dziękuję :) miło to słyszeć :D pisałem to jak miałem 15 lat - wtedy byłem zakochany w takich okultystycznych powieściach :)
Usuń